Maria Bojarska –

wersja poprawiona

Bojarska!

Dzisiaj pożegnaliśmy niezwykłą osobę. Czerwony acer powyżej jest stałym przypomnieniem naszej przyjaźni. Kiedy poznałam Marysię i jej siostrę Annę, obie miały włosy w kolorze tego drzewa. Podobnie jak Ania z Zielonego Wzgórza, obie stały się moimi bohaterkami, ze względu na swoją żywiołowość, niekonwencjonalność i zadziorną inteligencję, która przejawiała się w moich oczach poprzez ich pięknie ironiczne i idiosynkratyczne poczucie humoru. Mówię tu o obu siostrach, ponieważ pod wieloma względami były do siebie bardzo podobne i również wcale nie – jak same przypominały tę ocenę mojej mamy w jednym z listów Sióstr B. Co ważniejsze, były sobie niezwykle bliskie – były w pakiecie, nawet jeśli dzieliło je wiele kilometrów.

Tak samo było dzisiaj, na pogrzebie Marysi. Anna zmarła kilka lat temu, ale była bardzo obecna.

 Powiedziano nam, że pogrzeb będzie humanistyczny, a nie religijny. Było to bardzo trafne, ponieważ Marysia była zdecydowaną ateistką. Ceremonia odbyła się w tym samym domu przedpogrzebowym, co msza za moją teściową. Ciekawie było zobaczyć, jak bardzo będzie się różnić.

 Było zupełnie inaczej.

 Przyjechaliśmy wcześnie, na zewnątrz świeciło słońce. Weszliśmy do środka i usiedliśmy w pobliżu ekranu. Na wielkim katafalku otoczonym sześcioma ogromnymi świecami (bardzo majestatycznymi, bardzo podniosłymi) znajdowała się dość duża urna, obok lalki, która wyglądała jak Marysia. Długie rude włosy. Okulary.

 Marysia – taka, jaka była!

Weszła mistrzyni ceremonii – nie jestem pewna, jak nazwać tę funkcję. Ubrana była w strój jednorożca. Oczy nasze szeroko się otworzyły. Wszyscy się zaśmiali. To nie było tylko rozładowanie napięcia, ale nadanie tonu temu dniu. Nikt nie miał czasu na zrobienie zdjęcia – to był taki dziwny moment. Następnie jednorożec zaczął palić papierosa. Zapach dymu, przypominający Marysię, był silniejszy niż jakiekolwiek kadzidło. Można było niemal poczuć, jak wszyscy go chłoną.

 Jednorożec pozbył się przebrania, rozpoczęły się pożegnania.

 Na ekranie pojawiły się zdjęcia ilustrujące historię życia Marysi.  Bez słów. Nie były potrzebne. Popłakałam się. Były zdjęcia z moją mamą i z Marysią i Anną w Paryżu, z mężem, zaraz po operacji serca Tadeusza w Londynie i w domku mojej cioci, teraz moim, w Cookham.  Było to niesamowicie wzruszające.

 Jej siostrzeniec przygotował scenę, zapalając kolejne świece.

 Marysia uwielbiała światło świec. Jej mieszkanie w Warszawie zawsze było nimi całkowicie oświetlone.

 Następnie trębacz zagrał żydowską melodię na cześć jej żydowskich korzeni.

 Kolejni przyjaciele odczytali fragmenty z jej dwóch książek. Pisała o śmierci i umieraniu. Zawsze niekonwencjonalnie i z dozą ironii.

 Chyba nie tylko mnie zaskoczyła następna osoba, która podeszła powiedzieć kilka słów – katolicki ksiądz, przyjaciel Marysi. ,,Bóg w którego nie wierzyłaś…’’ piękna parafraza starotestamentowego psalmu zaskoczyła pewnie wszystkich przywykłych do pseudo religijnej sztampy. Niekonwencjonalne i piękne. Jak bardzo na miejscu!

Ruszyliśmy w stronę grobu. Długi spacer. W strugach ulewnego deszczu. Nie mieliśmy parasoli. Grzmoty i błyskawice. Dwadzieścia minut później, może więcej, dotarliśmy na miejsce. Przemoczeni do suchej nitki. Czy Marysia gdzieś z daleka uśmiechała się lekko ironicznie?

 Mały chłopiec schronił się od deszczu pod kamienną belką leżącą na kolumnach nagrobku.

 Więcej przemówień. Więcej peanów. Więcej ulewy. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie powiedzieć o naszym acerze, o Bojarskiej.

 Stanęłam pod drzewem obok pani, która chodziła do tej samej klasy w szkole co Marysia. Byłam zachwycona, gdy powiedziała, że dokładnie wie, kim jestem.

 Nikogo więcej nie znaliśmy. Ale to nie miało znaczenia. Ta przemoczona grupa ludzi stawiła się w komplecie, by pożegnać naszą dzielną i krnąbrną koleżankę. I wśród nas powstała jakaś niewidoczną więź, zbuntowanych przeciw siłom natury w obliczu czegoś o wiele ważniejszego.

 Wszyscy zgodzili się, że bardzo spodobałaby się Jej ironia naszego dyskomfortu. Być może byłaby nieco zażenowana emocjami, które wywołała, ale ostatecznie rozkoszowałaby się duchowością tej okazji. I fakt, że wszyscy po prostu – zmokliśmy!

.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.